Jeżeli miałbym kiedyś wybrać ten jeden jedyny film, który pokazuje na czym polega magia
kina, to Wielki Błękit byłby tym filmem. Opus magnum Bessona, z każdej sceny, ujęcia czy
dialogu bije totalna miłość i uwielbienie francuza do tematu. Do tego kapitalna muzyka
Serry wprowadzająca widza w oniryczny klimat bezgranicznej i niepohamowanej miłości nie
do kobiety czy mężczyzny, ale do żywiołu. Aha, postać Enzo... Reno po prostu został
stworzony do odegrania tej postaci, to co on wyprawia w tym filmie przechodzi ludzkie
pojęcie, perfekcja. Właściwie czego bym nie napisał to będzie superlatyw, 160-minutowa
podróż z której nie chce się wracać, pochłaniająca widza, wręcz topiąca go w odmętach
bezkresnych głębin oceanu, ukazująca jak pasja, chęć rywalizacji doprowadzająca do obsesji
potrafi być niszczycielska, i to paradoksalnie jest tym najpiękniejszym motywem Błękitu.
WIELKI film, perfekcyjny w każdym calu, magia kina w stanie czystym.
Przypomniał mi się ten film dziś przypadkiem. Gdy wszedłem na tę stronę wróciły wspomnienia uczuć które mną miotały gdy go oglądałem: smutek, radość, zazdrość, zdziwienie, zaskoczenie - istna karuzela. Niewiele jest filmów które potrząsnęłyby mną aż tak. Nawet gdy to piszę, cały czas mam na rękach gęsia skórę. Bardzo ładnie napisany post PacMan, lepiej bym tego nie ujął.
chociaż nie... Sporo, sporo można by dodać - zależnie od interpretacji filmu (a można i to jest wartość tego dzieła), i nic ująć...
Dokładnie jest tak jak napisałeś, lato, sportowe wyzwania, nie sposób zapomnieć tego filmu. Wraca się do niego myślami ciągle.
Kiedyś wróciłem z pracy i coś było nie tak, jakiś dziwny i zły dzień miałem, włączyłem tv i od razu sam początek Wielkiego Błękitu, dziwne, nie znałem tego filmu ale coś mnie od razu zahipnotyzowało, muzyka, i jakaś magia bijąca z ekranu. Od tamtej pory przyznaję nie oglądałem piękniejszego filmu