do każdego westernu trzeba podchodzić z myślą, że każda scena, każde ujęcie, każdy wyraz twarzy będzie trwał tak długo, jak to tylko możliwe, żeby był klimat. udaje się - jest ok. nie udaje się - jest nudno.
nie udało się - przez dwie godziny w zasadzie wszystko dzieje się według z góry znanego scenariusza, pojedyncze wątki są nie dość że na siłę, to jeszcze strasznie napompowane, pogłębienie postaci Billa i Pata jest minimalne, zamiast wykorzystać niesamowity potencjał tej historii, w której jest w zasadzie wszystko, twórcy niestety skupili się na ukręceniu i zmontowaniu pi razy oko dwóch godzin filmu. te tzw przez niektórych "poetyckie dialogi" są raczej mało odkrywcze, grafomańskie i generalnie nudne.
poza wszystkim - postać Aliasa też miała duży potencjał, a sprowadzono ją do tajemniczego jegomościa, który w zasadzie nic ciekawego nie mówi, ale ma znaną twarz i wszyscy wiedzą, że największy pozytyw tego filmu, czyli muzyka, to jego sprawka.
a żeby film się za bardzo nie dłużył, wrzucili do niego worek cycków, niestety nie sprawiają one, żeby oglądało się go choć odrobinę lepiej.
Szanuje twoja wypowiedz i twoja ocena, odczucia. Tak zgodze sie ze postac Aliasa jest na sile wrzucona troche. Ze historia w miare prosta w streszczeniu ale za to jak pieknie opowiedziana. A calkiem sie nie zgodze z tym ze glowne postacie sa slabo zarysowane. Film bardzo poetycki dlatego nie do kazdego trafi. Sporo sie tu dzieje w samym obrazie, ujeciach, czasem muzyka dopowiada dalszy ciag. Radze przeczytac temat "Smierc zachodu" dodany do tego filmu. W pelni sie zgadzam t tamtym tematem. Dla mnie 9 na 10