W jednym filmie poruszono większość grzechów głównych wobec ofiar gwałtów - brak wiary w to że "taki miły chłopak mógłby być tacy jak inni", "była pijana, sama się prosiła", "wiadomo jaka ona była - imprezowiczka, lubiła facetów", "no jak ja mogę zniszczyć przyszłość takiego dobrze zapowiadającego się chłopaka", no i oczywiście chłopak głównej bohaterki - "a taki ł brak ukarania sprawców, brak empatii ze strony kobiet, które mogły się znaleźć na miejscu zgwałconej dziewczyny. Bardzo dobry, ale to nie zakończenie mnie zachwyciło (trochę wtórne ;) ), ale właśnie to co było pomiędzy początkiem i końcem. No i wolałabym żeby jednak pokazali choć jedną scenę w której chłopak pozwala nieprzytomnej, pijanej dziewczynie się przespać, albo faktycznie odwozi ją do domu, a nie próbuje takiego nieprzytomne "zwłoki" przelecieć. Tak dla równowagi.
Dokładnie. Film aspirując do prawdy (od strony mechanizmu obwiniania ofiar) nie pokazuje tej prawdy. Faceci są różni, większość jest obdarzona empatią i ma rozwiniętą moralność. Seks nie jest motorem ich życia, a kobiety traktują podmiotowo. Pokazywanie ich w inny sposób to krzywdzący skrót. Jednak ogólnie oceniam film wysoko ze względu na stronę plastyczną, ścieżkę dźwiękową i zaskakujące zwroty akcji.
Tylko że tutaj, to byli mężczyźni widziani oczami bohaterki, a nie reprezentatywny przekrój przez populację.
Nawet się zdziwiłam, że z tych dwóch, którzy byli pokazani w trakcie akcji obnażenia ich zapędów przez Cassie, żaden z nich nie zareagował agresywnie, nie dał upustu swojej frustracji, a to nie byłoby wcale takie nierealne.
Może byli tacy faceci: w notesie zaznaczała kreski różnymi kolorami. Może zabrakło im czasu na taką scenę. Chociaż wydaje mi się, że tu nie chodzi o podział "dobry/zły facet". Wyszło przy okazji Ryana, że to po prostu faceci, nawet ci mili mogą zrobić coś takiego albo pozwolić na gwałt w ich otoczeniu bo czują, że nie spotka ich za to kara bo są koledzy którzy też tak robią.
Właśnie też zastanawiałam czy kolor ma znaczenie, czy po prostu pisała tym co miała pod ręką.
Cały film był utrzymany raz w różu, raz w błękicie. Pewnie trzeba byłoby obejrzeć jeszcze raz, żeby połączyć te fakty, ale jednak dla mnie zbyt wielkie flaki z olejem, żeby chcieć się na to drugi raz rzucić przez najbliższe 10 lat.
Wydaje mi się, że kolor nie był przypadkowy, przy którymś razie pstrykała w długopisie jakby celowo wybierając kolor, miałem wrażenie, że to był taki długopis z różnymi wkładami w środku. Niestety nie zrozumiałem co kolor oznaczał.
„ Nawet się zdziwiłam, że z tych dwóch, którzy byli pokazani w trakcie akcji obnażenia ich zapędów przez Cassie, żaden z nich nie zareagował agresywnie” No właśnie żaden nie zareagował agresywnie, więc się mściła na tylko takich z zapędami nekrofilskimi. A co by było jakby trafiła na rasowego gwałciciela? Takiego którego by nie przeraziło, że jest trzeźwa? Mogłoby się to dla niej źle skończyć, dlaczego całe życie podporządkowała mszczeniu się za śmierć przyjaciółki? Aż tak ważna dla niej była że postanowiła zostać starą panną? Trochę to nierzeczywiste.
Ryan był w sumie tym spoko. Poznany nie po pijaku, patrzący niechętnie na romanse klubowe. Ale, jak zresztą większość bohaterów, nierozumiejący głębi problemu, patrzący z boku. Ufam, że nie jest to film jeżdżący po facetach, ale po tych, którzy mają niską wrażliwość. Którzy każde złe zachowanie określają błędami młodości, nazywając nawet studentów dziećmi, mordercy mówią, ze to nie jego wina, w imię zdjęcia odpowiedzialności za nawet najgorsze czyny. Bo przecież mamy adwokata, który uznaje swój błąd, który zmienia swoja postawę. Zostaje mu wybaczone. W krwawy sposób, ale ostatecznie sprawiedliwość wygrywa.
Matka oczekiwała od niej, że spełni się jako stereotypowa kobieta - dzieci, dom, sukcesy zawodowe. Wprost mówiła - jesteś dziwna, bo nie robisz tego co się po tobie, kobiecie oczekuje. No i co koleżanki matki myślą?!
Ojciec niby starał się łagodzić złość matki, ale koniec końców gotów był z łatwością przyjąć narrację "Cassie była chora psychicznie" zamiast zastanowić się co się mogło stać.
Obydwoje nie byli zainteresowani życiem córki, to jak się zachowywali świadczy tylko o tym jak mało o niej wiedzieli. Interesowało ich koniec końców pozbycie się jej z domu.
rodzice Cassie chcieli, zeby byla szczesliwa. A oczywistym jest fakt, ze nie byla. Nie potrafili jej pomoc, bo Cassie sama nie chciala niczego zmieniac.
wzruszajaca byla scena, kiedy ojciec wyznaje Cassie „tesknilismy za toba” po wspolnej kolacji z nia i z Ryanem. widzieli, ze nowy zwiazek daje ich corce szczescie i to ich samych uszczesliwialo. co wiecej mogli dla niej zrobic?
To się nazywa victim blaming (obwinianie ofiar) i służy do poprawienia sobie samopoczucia na zasadzie "ja bym tego nie zrobił/a, więc mnie to nie spotka". Pod dowolnym artykułem o dowolnej krzywdzie ludzie wypisują, że ofiara sobie sama winna, bo głupia, tępa, naiwna, należało jej się, widocznie to lubi itp. itd.