Ciężko po tym filmie wrócić do rzeczywistości. Piosenki zostają w głowie na długo po seansie. Do tego cały wachlarz przeróżnych emocji, nieodparta chęć stepowania na mrozie i zatańczenia wokół pierwszej napotkanej latarni. Cudo.
Ktore piosenki niby zostaja w glowie? Ja nie pamietam zadnej.one były na jedno kopyto.motyw przewodni byl super.ta melodia bardzo mi się podobala. Ale piosenki marne.mimo to film mi sie bardzo podobal
Kilka tygodni po obejrzeniu w glowie pozostaja melodie,niedosyt,rozbujane emocje i dawno nieodczuwany stan cudownego zawieszenia miedzy tu,teraz a "moze,kiedys..". Melodie z filmu mruczane przeze mnie przy zabawie moją 4-letnią córkę uspokajają.
Zgadzam się w 1000%, ja osobiście mam ochotę wybrać się na wycieczkę do LA śladami scen z La La Land:-)
Słabo. Ja mam ochotę walnąć sobie jakiś tatuaż na twarz z motywem z tego filmu.
Kolego, please... musisz popisywać się jakimiś górnolotnymi określeniami tylko dlatego, że "meanstreamowcy" również chwalą ten film? Rozumiem, gusta są różne, podoba Ci się, Twoja sprawa, ale już bez przesady. Zwykły film, żadnej WIELKIEJ magii tu nie widzę, ale jka powiedziałem, każdy ma prawo mieć swoje zdanie
Z jednej strony przyznajesz prawo aby każdy miał swoje zdanie, co w zasadzie nie jest żadną łaską z twojej strony, a jednocześnie nie szanujesz opinii kolegi porkera sugerując, że nie jest ona obiektywna lecz wypływa wyłącznie z powielania opinii entuzjastycznie nastawionej krytyki filmowej. To że Ty nie dostrzegasz w tym filmie żadnej wielkiej magii jest dla Ciebie obiektywnym wyznacznikiem jakości filmu ale jeśli ktoś ją dostrzega to musi to być zasługą "meanstreamowców".
Ja zaczynając oglądać ten film prawie rok po premierze miałem w głowie opinie że film jest przereklamowany jak to ostatnio bywa z filmami nominowanymi do oscara. Byłem przekonany że to banalna historyjka, w sumie trochę taka jest ale podana w sposób który mnie oczarował. Widocznie mam słabość do chazellale'a i hurwitz'a bo whiplash był świetny. Więc twój mainstream można obrócić w drugą stronę i stwierdzić że wszyscy źle oceniają ten film bo akademia nagradza film przez pewien pryzmat (np. filmy o afroamerykanach lub związane z kulturą Stanów zjednoczonych)
A mnie się wydaje że u niektórych ludzi jest to podyktowane sileniem się na oryginalność, by choć na chwilę zwrócić na siebie uwagę.
Niektóre osoby mają w sobie tak głęboko zakorzenioną potrzebę wkładania kija między szprychy, że nie potrafią nigdy przyłączyć się do opinii większości, której zachwyt wywołuje u nich frustrację. Strach przed byciem wchłoniętym przez mainstream bywa tak mocny,
że zaburza obiektywizm.
W ostatnich latach obserwuję, jak coraz więcej ludzi ogarnia moda na "samodzielne myślenie" polegające zwykle na totalnej negacji stanowiska nauki w sprawie zmian klimatycznych, prawideł ekonomicznych, medycyny itp. Nie inaczej jest z kinematografią.
Kiedy obserwowałem deszcz nagród jaki lał się na La La Land też sobie myślałem, że to gruba przesada bo poza kilkoma wyjątkami jak
Dirty Dancing, nie przepadam za musicalami. Tak więc podchodziłem do filmu szalenie sceptycznie i przez większość projekcji narzekałem, że to gniot. Jedyne co mi się podobało to warstwa wizualna, byłem nią po prostu zachwycony. Jednakże ostatnia minuta filmu sprawiła, że poczułem się jak zawodowy bokser który przez dwanaście rund obija niemiłosiernie przeciwnika, niemal ośmieszając go, kiedy w ostatniej minucie nadchodzi niespodziewany cios. Cios knocoutujący po którym nie sposób się podnieść. Byłem w takim szoku, że początkowo wystawiłem tylko 7. Następnego dnia musiałem już wystawić 8. Kiedy oglądałem film po raz trzeci byłem nim zachwycony już od samego początku. Wszystko to co wcześniej mnie nudziło i uznawałem, za banalne tym razem sprawiało rozkosz, tak jakbym chciał się nacieszyć na zapas bo wiem jaki będzie koniec. Nie wiem czy ktoś tak miał, ale ja oglądając epilog, za każdym razem mam jakąś naiwną nadzieję, że historia potoczy się inaczej.
Ostatecznie daje 9 i wyżej jak sądzę już nie podbiję.
Gusta są różne. To, że Gossling ogólnie mnie nie przekonuje, a film mi się nie podoba nie znaczy, że nie może się podobać innym
Przecież mu się film spodobał. Jak sam piszesz ma prawo mieć własne zdanie i ma prawo przy tym je wyrazić.
A mnie ten film rozwalił. Ilekroć oglądam zakończenie - płaczę, łzy wielkości grochu kapią mi po twarzy, i nic tego nie zmienia. Dokładnie, chciałoby się krzyczeć - NIE, to nie może być tak, to nie oni powinni być razem, nie oni byli sobie przeznaczeni, czy można zmienić los, czy da się coś zrobić? Ryan Gosling podoba mi się jako facet, pociąga mnie i jeżeli chodzi o mnie oddałabym całą karierę, sławę i pieniądze za jeden taniec z nim, za jeden pocałunek i znalezienie się w jego ramionach...
Magia, to jest najwłaściwsze określenie. Film był niesamowity, rozumiem że nie dla każdego, ale ja się oderwać nie mogłam. Te dwie molodie -City of stars i ta najważniejsza grana na pianinie - no faktycznie cudo. Zakończenie chwyta za serce.
Ja tam natychmiast wróciłem do rzeczywiśtości - jeszcze takiej tandety nie widziałem już lepsza "mała syrenka" Disney'a w wersji anime bo coś wyrażała tu jedyna sensowna scena to kłótnia przy stole. Ani to musical ani romans wielkie przereklamowane zgorzkniałe nic.