Relacja

BERLINALE 2014: Droga do zatracenia

autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/BERLINALE+2014%3A+Droga+do+zatracenia-102554
Za nami kolejny dzień zmagań o główną nagrodę festiwalu w Berlinie – Złotego Niedźwiedzia. Tym razem mieliśmy okazję obejrzeć dramat sensacyjny "71" oraz religijną satyrę "Kreuzweg".

Ranne zwierzę (rec. filmu "71")

Belfast, 1971 rok. Napięcia między katolikami i protestantami zamieszkującymi miasto oraz służbami porządkowymi – policją i wojskiem – stacjonującymi w Irlandii Północnej sięgają zenitu. Sytuacje zaogniają skłócone ze sobą brygady IRA po jednej stronie i knowania brytyjskich mieszkańców miasta po drugiej. Mało powiedzieć, że funkcjonuje tu państwo podziemne, tych państw jest, włączając agenturę inwigilującą obie grupy, co najmniej kilka. W ten kocioł wysyłani zostają młodzi brytyjscy żołnierze. Jeden z nich, Gary (Jack O’Connell), ranny podczas brutalnych ulicznych zamieszek, zmuszony jest ukrywać się w przypominającym labirynt mieście. Nie wiedząc, komu zaufać, nie mogąc znaleźć drogi do koszar, staje się zwierzyną łowną, bo wszystkie strony konfliktu, każda z innych pobudek, chcą się go pozbyć. Gęsta atmosfera polowania więzi także widza w potrzasku dreszczy i niepokoju.

Wrzenie pokazane w "71" już niebawem skończy się tzw. krwawą niedzielą 30 stycznia 1972 roku, której filmowy portret odmalował Paul Greengrass. Pełnometrażowy debiut Yanna Demange'a – urodzonego w Paryżu, a wychowanego w Londynie reżysera – pokazuje moment tuż przed tymi wydarzeniami i mocniej niż stylizowana na paradokument "Krwawa niedziela" zawierza fikcji, wykorzystując do budowania atmosfery grozy konwencję kina noir. W bezpośredni sposób odwołuje się do arcydzieła Carola Reeda "Niepotrzebni mogą odejść", w którym tragedia jednostki przybierała wymiar egzystencjalnego zwątpienia w całą ludzkość. Brytyjski klasyk z 1947 roku ukazywał gehennę wojownika IRA konającego na ulicach Belfastu; tu mamy zwykłego chłopaka z Derbyshire, w żaden sposób niezamieszanego w konflikt w Ulsterze. Tym bardziej tragiczne i absurdalne wydaje się jego osamotnienie pośród złowrogich ulic i nieprzyjaznych mu i sobie nawzajem ludzi.

"71", zakwalifikowane do konkursu głównego Berlinale 2014, nikomu humoru nie poprawi. Nie ma w nim miejsca na zabawę, jak w "Śniadaniu na Plutonie", ani na miłość, jak w "Grze pozorów" – horyzont przyjemności ogranicza wojna domowa. Modne ostatnio kostiumy z lat 70. nie służą, niczym w "American Hustle" czy "Szpiegu", przyjemności wizualnej widza, lecz maksymalnemu realizmowi. A ten ma swój ciężar. Wrażenie obcości potęguje obsadzenie aktorów o niezgranych jeszcze wizerunkach. Demange, który wcześniej pracował w reklamie i dla telewizji, postawił na twarze znane przede wszystkim z seriali: Jacka O’Connella ze "Kumpli", Seana Harrisa z "Rodziny Borgiów" czy Richarda Dormera z "Gry o tron". Spostrzec można twarze z brytyjskiej serii "The Fall", również dziejącej się w Belfaście, tyle że 40 lat później.

Resztę recenzji Adama Kura przeczytacie TUTAJ.


Świętość jako śmiertelna choroba przenoszona drogą duchową (rec. filmu "Kreuzweg")

Nie wiem, jak w zeświecczonych Niemczech, ale nad Wisłą "Kreuzweg" na pewno przyprawiłby sporo osób o migrenę. Zawarta w nim jadowita satyra na Kościół, instytucję rodziny i fanatyczną religijność to przecież woda na diabelski młyn naszej prawicy rozprawiającej o zdegenerowaniu kultury. Oczyma wyobraźni widzę już, jak z ambon i mównic wzywa się do bojkotu świętokradczego paszkwilu. 



"Kreuzweg" to po polsku "Droga krzyżowa". Rzecz składa się z czternastu scen, a każda z nich zatytułowana jest tak samo jak kolejne stacje chrystusowej męki. Skojarzenia z pasyjnymi obrazami budzi również filmowa forma. Wewnątrz rozdziałów reżyser Dietrich Brüggemann rezygnuje z cięć montażowych, a kamerę przez większość seansu pozostawia unieruchomioną.  Śladami mesjasza podąża na ekranie 14-letnia Maria. Rodzice dziewczynki – władcza, kłótliwa matka oraz wycofany ojciec – należą do radykalnego odłamu katolicyzmu. Zasady, którymi kierują się w wychowaniu dzieci, brzmią jak wypisy ze słynnego kazania księdza Natanka. Świat postrzega się tu jako pole niekończącej się bitwy między Bogiem i Szatanem. Ten drugi czai się za każdym rogiem: w sali gimnastycznej, bibliotece, a nawet w chórze parafialnym. Czy Maria, która postanowiła poświęcić się w intencji niemego braciszka, zdoła uniknąć pokus i donieść swój krzyż do samego końca?



Subtelność nie należy z pewnością do najmocniejszych cech Brüggemanna. Praktycznie wszystkie postaci są tu narysowane krechą o grubości kościelnej cegły. Matka to rozmodlony potwór. Lokalny proboszcz próbuje zamienić idące do bierzmowania dzieciaki w chrześcijańskich mudżahedinów. Za to mieszkająca wraz z rodziną bohaterów ciotka to już uosobienie dobroci i wyrozumiałości. Z szeregu postaci-plakatów przez dłuższy czas wyłamuje się Maria. Rozdarta między wizją zbawienia i pierwszym młodzieńczym zauroczeniem walczy z zaszczepionym przez rodzicielkę poczuciem winy. Wraz z rozwojem akcji i ona dołączy jednak do korowodu stereotypów.

Resztę recenzji Łukasza Muszyńskiego przeczytacie TUTAJ.


Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones